1939-1947

Poprzedni rozdział: Wrzesień 1939

Do niewoli dostał się 20 września.

Krótko, od 21–30 września przebywał w obozie przejściowym, w koszarach na Łobzowie w Krakowie. W październiku został przewieziony pociągiem osobowym, przez Drezno i Ratyzbonę, do oflagu VII-A w Murnau koło Monachium. W Oflagu został zarejestrowany pod numerem 15073.

Od początku pobytu w niewoli, oficerowie rozpoczęli działalność oświatową. Organizowali różnorakie kursy doszkalające. W ramach kursów językowych, technicznych itp. odbywały się też kursy z taktyki wojskowej. W ramach tych kursów, jak pisze pilot por. Kazimierz Sławiński, wykładał również mjr Władysław Steblik. „Na spotkaniach z młodszymi oficerami przedstawiał im prawdziwy przebieg wojny prostując kłamstwa hitlerowskiej propagandy”.

W Murnau był krótko. Jednak ten krótki pobyt zaowocował w wiele ciekawych wydarzeń. Jedno z nich weszło do historii jako fakt medialny. Są to jednak nadinterpretacje. Powodem tego było zdarzenie utrwalone na zdjęciu obozowego fotografa, na apelu, w momencie wyciągnięcia ręki do gen. Piskora przez komendanta obozu płka dr Frey’a, pełniącego funkcję najstarszego obozu. Za gen. Piskorem stoi mjr Władysław Steblik, który to w hitlerowskich obozach jenieckich był adiutantem generała Piskora.

To zdjęcie zostało wykonane podczas jednego z apeli, i to nie tego z okazji 11 listopada, o czym niżej. Rzeczywiście fotograf obozowy wyzwolił migawkę za wcześnie, w chwili kiedy komendant obozu już wyciągnął rękę a generał Piskor jeszcze nie odwzajemnił tego gestu. Później jednak, jak wynika z relacji Władysława (relacja ta jest znana autorowi), gen. Piskor wyciągnął dłoń do komendanta obozu. Faktem jest, że gen Piskor się zawahał i ociągał. Faktem jest również, że było to propagandowo niewygodne dla Niemców.

Zdjęcie zostało udostępnione przez komendanturę jeńcom, jednak cenzura obozowa, gdy wysyłali go rodzinom, obcinała fragment, na którym występuje komendant płk Frey.

Innym wydarzeniem opartym jednak na faktach, była rocznica odzyskania niepodległości w dniu 11 listopada. W przeddzień tego święta, gen. Tadeusz Piskor wydał rozkaz by na plac apelowy wejść jednocześnie w grupach blokowych, czwórkami, równym żołnierskim krokiem oraz doprowadzić mundury do należytego porządku. Generał przemówił, że wojna dopiero się zaczęła, napaścią dwóch odwiecznych wrogów, że tworzy się armia poza granicami kraju, że trzeba trwać w spokoju i oczekiwaniu na koniec wojny. Na zakończenie przemówienia, wzniósł okrzyk „Niech żyje Polska”. Wtedy to z tysięcy jenieckich gardeł wydobyła się odpowiedź „Niech żyje”. Słysząc to Niemcy wszczęli alarm, niemieccy oficerowie wyskoczyli z budynku biurowego a żołnierze z wartowni skierowali karabiny maszynowe na plac apelowy. Za ten gest Generał Piskor został skazany na trzydniowy areszt. Jednak jak podają inne źródła, generał już po południu, wyszedł z aresztu. Za to „przewinienie” generał został zdjęty ze stanowiska „starszego obozu”.

Po przybyciu do Murnau, Niemcy od razu rozpoczęli serię przesłuchań wobec majora Władysława Steblika. Celem tych przesłuchań była jego działalność, jako oficera wywiadu. W wyniku kategorycznej odmowy udzielenia jakichkolwiek informacji, 14 stycznia 1940 roku, Władysław trafił do obozowego aresztu a 17 stycznia wraz z Generałem Piskorem, kmdr. dypl. Marianem Majewskim, płk Mieczysławem Mozdzyniewiczem i por. Jędrzejem Giertychem i innymi oficerami, jako szczególnie wrogo nastawionymi do III Rzeszy, zostaje osadzony w karnym obozie w oflag VIII-B Silberberg (Srebrna Góra w górach Sowich na dolnym śląsku), gdzie przebywa dziewięć miesięcy, do 30 października 1940 roku. Zostali tam przewiezieni pod eskortą (w dniach 15-17 01 1940), pociągiem III klasy przez Graz, Wiedeń, Pragę, Bohumin, Wrocław i Kamieniec.

Oflag VIII-B zlokalizowano w starych fortach Ostróg-Spitzberg i Wysoka Skała–Hohenstein, wzniesionych przez króla Fryderyka II po zajęciu Śląska.
Gen. Piskor i mjr Władysław Steblik byli przetrzymywani w osobnych małych celach.
Pomieszczenia były ciasne, zawilgocone i pozbawione wentylacji. Okno na zewnątrz zabezpieczono zwojami drutu kolczastego. Reżim w obozie był bardzo ostry, początkowo Niemcy zarządzali 5 apeli dziennie, co w zimowym okresie było bardzo uciążliwe.

W obozie powstała organizacja konspiracyjna, której komendantem został gen. Piskor, jego zastępcą płk dypl. Marian Mozdyniewicz. Jej zadaniem było podtrzymanie morale jeńców, zachowanie dyscypliny wojskowej i organizacja ucieczek z obozu. Dzięki kontaktom osobistym ppor. Jana Mielczarka, ps. „Wania” w lipcu 1940 roku, nawiązano łączność z Komendą Główną Związku Walki Zbrojnej.

W końcu października 1940 roku, Niemcy przystąpili do rozładowywania obozu. Władysław Steblik wraz z generałem i innymi oficerami zostali przewiezieni do Oflagu IV-C Colditz na terenie Saksonii. Oflag ten był nazywany przez Anglików „obozem dla złych chłopców” – „The bad boys camp”.

Oflag IV-C, mieścił się w średniowiecznym zamku, wzniesionym na wysokim wzgórzu. Oflag był międzynarodowym obozem jenieckim. W sumie przebywało w nim przeszło tysiąc jeńców alianckich (Anglicy, Belgowie, Francuzi, Holendrzy, Jugosłowianie). Było tam ok. 120 polskich oficerów. Warunki socjalne były dużo lepsze niż w oflagu Silberberg. Polscy oficerowie w czasie pobytu w tym obozie mieli możliwość kontaktu z oficerami alianckich armii. W tym też czasie, w obozie przebywał również wspomniany pilot por. Kazimierz Sławiński, autor powieści „Przygody kanoniera Dolasa”, na podstawie której, po wojnie nakręcono film „Jak rozpętałem II Wojnę światową”. Władysław Steblik Przebywał w Colditz 19 miesięcy. Od 01 listopada 1940 do maja 1942 roku, kiedy to ewakuowano większość Polaków z obozu.
W okresie od maja 1942 roku do 15 sierpnia 1944, przez 26 miesięcy przebywa w specjalnym oflagu X-C w Lubece, skąd został przeniesiony do oflagu VI-B w Doessel, koło Wartburga (przebywał tam 8,5 miesiąca), w okresie od 16 sierpnia 1944 do 30 kwietnia 1945.

Pod koniec wojny nadszedł tragiczny dzień 27 września 1944 roku, podczas jednego z bombardowań alianckich. „O godzinie 21:30 dał się słyszeć narastający szum eskadry bombowców alianckich lecących z zachodu na wschód, a na ciemnym niebie pokazały się bomby pod specjalnymi spadochronami, powoli opadające na dół i oświetlające ziemię. Nikogo to nie zaskoczyło, gdyż już od wiosny 1944 r. lotnictwo alianckie często bombardowało pociągi, dworce kolejowe i miasta w rejonie Kassel, Warburg, Paderborn. Wartownik z wieży obozowej zaczął nagle głośno krzyczeć „Licht aus” (zgasić światło!). Wyraźnie słychać było warkot zbliżającego się samolotu i powtórne wołania wartownika „Licht aus”, a w rejonie pobliskiej stacji kolejowej wybuch bomby. Po chwili rozległ się ogłuszający huk drugiej bomby, która spadła na obóz między kaplicą i trzema najbliższymi barakami mieszkalnymi. Skutki tego wybuchu były przerażające. Zniszczonych zostało całkowicie 8 baraków, kaplica obozowa, świetlica i kantyna. Podmuch od bomby spowodował zawalenie się kilkunastu innych baraków i 30 metrowy wyłom w ogrodzeniu obozowym (na zasypanie głębokiego leja po wybuchu bomby zużyto później kilkadziesiąt samochodów piasku). Przez całą noc wydobywano z rozbitych baraków, zabitych i rannych. Na placu apelowym ułożono zwłoki 83 jeńców, a do szpitala obozowego i sali teatralnej przeniesiono ponad 200 rannych. Spośród nich wskutek ciężkich ran zmarło wkrótce jeszcze 7 ofiar nalotu bombowca. Bombardowanie zostało niestety spowodowane zlekceważeniem przepisów o zaciemnianiu okien i gaszeniu światła w czasie alarmów przeciwlotniczych. Śmierć 90 oficerów i wielu rannych spowodowana została przede wszystkim przez połamane drewniane elementy baraków, prycz, szaf, stołów i stołków. Niektóre zwłoki były naszpikowane drewnianymi odłamkami i drzazgami.
Po kilku dniach odbył się pogrzeb zabitych na wydzielonej polskiej kwaterze cmentarza parafialnego w Dössel. Zwłoki oficerów zaszyte w koce ulokowano na noszach dźwiganych na barkach kolegów; zostały one przeniesione na cmentarz i złożone w grobach”. Major Władysław Steblik został bardzo ciężko ranny w głowę, piersi i nogi. Życie uratował mu podchorąży Antoni Karpf, wynosząc go półprzytomnego spod gruzów baraku . W wyniku ran znalazł się w szpitalu obozowym. Po wyzwoleniu obozu przez wojska amerykańskie 01 maja 1945 roku, przebywał na leczeniu w szpitalu w uzdrowiskowym Bad Nauheim do 07 lipca 1947 roku. Jeszcze w trakcie leczenia szpitalnego, 01 stycznia 1946 został awansowany przez Naczelnego Wodza do stopnia podpułkownika.
Trzykrotne zapalenie mięśnia sercowego, dwukrotne zapalenie płuc, silna anemia wraz z konsekwencjami licznych ran, uczyniły go inwalidą. Pełnej sprawności fizycznej już nigdy nie odzyska. Podczas przebywania w obozach, oprócz prowadzenia działalności szkoleniowej dla współosadzonych, zbierał materiały i wspomnienia bezpośrednich uczestników walk, z zamiarem opublikowania pracy polegającej na jak najpełniejszej charakterystyce działań Armii Kraków.
Znając doskonale przebieg działań armii z poziomu dowodzenia, uzupełniał informacje o szczegóły z poszczególnych potyczek od ich uczestników. Nie przerwał tej pracy nawet podczas leczenia w Doessel i w Bad Nauheim. Z zaparciem siebie kontynuował swą pracę pisarską. W łóżku szpitala w Warburgu i podczas leczenia w Bad Nauheim, pisał strona po stronie „Zarys działań wojennych armii Kraków w Kampanii Wrześniowej 1939 roku”. Na podstawie własnych wspomnień, zebranych relacji i udostępnionych mu przez Polski Instytut Historyczny w Londynie dokumentów operacyjnych (rozkazy Naczelnego Dowództwa, armii, wielkich jednostek, depesze, meldunki).
W wyniku działań wojennych stracił wszystko. Podczas przebywania w niewoli, nagle przestały przychodzić listy od żony. Chcąc się dowiedzieć przyczyny a nie mogąc uzyskać odpowiedzi od braci żony, napisał do swego brata Franciszka Steblika. Po kontakcie z braćmi szwagierki, Franciszek Steblik, przekazał mu bolesną wiadomość o śmierci żony.
Powziąwszy tą tragiczną wiadomość, postanowił jak wielu jego towarzyszy broni i przyjaciół w niedoli, nie wracać do kraju. Praktycznie nie miał do czego wracać. Przyjaciele, którzy pozostali na zachodzie czynili starania by mógł wyjechać do Londynu. Halina Szymańska żona Antoniego, attache wojskowego w Berlinie, i mjr Jan Leśniak, pełniący ówcześnie funkcję w wywiadzie Naczelnego Wodza a wcześniej, przed wojną opracowujący wraz z Władysławem „Studium Niemcy”, organizowali mu wyjazd.
Halina Szymańska, w czasie wojny, oficjalnie pracowała w polskiej misji dyplomatycznej w Szwajcarii. Pod tą przykrywką była agentką wywiadu polskiego, za którego zgodą współpracowała z wywiadem brytyjskim. Wilhelm Canaris szef Abwery, będący jednocześnie w opozycji do Hitlera, chciał użyć kontaktów jakie miała Halina Szymańska do ewentualnego dogadania się z aliantami. Na początku wojny pomógł Halinie przedostać się z okupowanej Polski do Szwajcarii. Znajomość Szymańskiej i Canarisa sięgała lat pobytu na placówce dyplomatycznej płka Antoniego Szymańskiego w Berlinie.
Szymańska w czasie pobytu w Szwajcarii organizowała pomoc dla żołnierzy przebywających w obozach. Prowadziła też cały czas ożywioną korespondencję z mjrem Steblikiem. Udzielała mu również pomocy gdy przebywał w szpitalu po bombardowaniu, przysyłając mu paczki z artykułami pierwszej potrzeby.

O chęci pozostania za granicą Władysław powiadomił swego brata Franciszka Steblika. Ten stanowczo się temu sprzeciwił. Od wielu lat pracował w Żywieckiej Fabryce Śrub. Mieszkał w nieodległym osiedlu należącym do tejże fabryki. W dwóch pokojach z kuchnią, wychowywał czwórkę dzieci. Pisząc do brata zachęcał go do powrotu, proponując mu zamieszkanie i opiekę. Władysław wrócił do kraju 13 września 1947 roku. Powrócił pociągiem sanitarnym, z orzeczeniem 95% stopnia inwalidztwa, jako inwalida wojenny. Franciszek pojechał mu na przywitanie i pomógł w dotarciu do domu, do Żywca-Sporysza, na ul. Grunwaldzką 29.

Następny rozdział: Po wojnie